Trekking na urokliwą plażę Cala Deià

Z czym Wam się kojarzy Majorka? Bez względu na różnorodność odpowiedzi, każdemu przejdzie przez myśl obraz tych pięknych rajskich małych zatoczek z piękną plażą i turkusową wodą, czyli to co widzimy w katalogach biur podróży i przewodnikach. I wiecie co? Majorka faktycznie tak wygląda. Ma mnóstwo klimatycznych zatoczek. A jedną z tych najbardziej znanych jest Cala Deià, nad którą dzisiaj Was zapraszam. 

Pomimo tego, że Majorka nie jest jakoś specjalnie dużą wyspą, to do niektórych miejsc nie da się tak szybko dotrzeć, a mnie dopada wyspiarski syndrom i jak mam gdzieś jechać godzinę, to już mi się odechciewa. Cala Deià już od dawna była na mojej liście, ale 1,5 godziny jazdy w jedną stronę skutecznie mnie zniechęcało. Poza tym, w zeszłym roku zimą pogoda była nie taka; później kwarantanna i wreszcie lato, czyli niesamowite tłumy w tamtym rejonie... Ale warto było czekać, bo wybrałam sobie moment idealny. Końcówka października, czyli już po sezonie (choć akurat w tym roku, nie miało to aż tak wielkiego znaczenie, bo sezon to właściwie już w połowie sierpnia się skończył przez wiadomą rzecz) i piękna słoneczna pogoda, w sam raz na niedługi trekking. 

W sobotni poranek Deià świeciła pustkami. Nie było problemów z parkowaniem, co jest zmorą wszystkich wakacyjnych turystów. Nawet na przełomie września i października, znalezienie wolnego miejsca graniczy z cudem. W zeszłym roku chciałam pokazać to miasteczko rodzicom, bo w końcu jest jednym z najbardziej popularnych miejsc na Majorce. Zrobiliśmy trzy podejścia, niestety nie znaleźliśmy ani jednego wolnego miejsca parkingowego, więc po prostu się poddaliśmy. Rada dla tych, którym bardzo zależy na wizycie w tym miejscu: bądźcie tam przed 10. W innym wypadku można tylko liczyć na szczęście. Nawet poza sezonem, bo pomimo tego, że o 11. parking był pusty, jak wróciłyśmy z trekkingu po południu, w miasteczku było bardzo tłumnie; do tego stopnia, że na parking ustawiła się samochodowa kolejka. No ale wróćmy do początku.

Z parkingu, kierujemy się główną ulicą w stronę Sóller i niemalże przy samym wyjeździe z Deii, zauważamy drogowskaz, który kieruje nas na Camí es Verger, skąd już praktycznie prosta droga nad samą zatoczkę. Początkowo idziemy górską ścieżką, później w kilku miejscach przekraczamy szosę, bowiem, jak się możecie domyślić, do plaży można też dojechać samochodem. Ostatni odcinek pokonujemy asfaltem, bo po prostu nie zauważyłyśmy drogowskazu dla pieszych. Ale nie był to długi odcinek. Zaledwie kilkaset metrów i już byłyśmy u celu. 

Dopiero przy wstawianiu zdjęć zdałam sobie sprawę, że nie mam ani jednego z pierwszego etapu trekkingu, więc niestety nie mogę Wam pokazać tego szlaku. 

Piękna, niewielka zatoczka u podnóża urwistych klifów, pojawiająca się pewnie we wszystkich przewodnikach po Majorce. Kamienista plaża. Niezbyt rozbudowana, ale za to bardzo klimatyczna infrastruktura. Miejsce jak z obrazka. Oglądając te wszystkie zdjęcia, koniecznie chciałam to zobaczyć na własne oczy. I jak wrażenia? Prawdę mówiąc, trochę inaczej sobie to wyobrażałam. Liczyłam na więcej słońca, ale co zrobić skoro Cala Deià leży na północnym wybrzeżu, a od południa bronią jej wysokie zbocza? Woda więc nie miała tego niesamowitego turkusowego koloru. Mimo to, zatoczka jest bardzo urokliwa i fotogeniczna. I niezaprzeczalnym plusem był brak tłumów o tej porze roku. Cieszę się, że nie wybrałam się tam w pełni sezonu. Może i by było więcej słońca, ale też więcej ludzi. A tak miałyśmy plażę praktycznie na wyłączność. 

Cala Deià nie jest typową plażą, by spędzić tam dzień opalając się i pływając. Jest raczej fajnym miejscem, by chwilę posiedzieć, napawać się widokami i iść dalej. Na pewno świetną opcją jest lunch na tarasie jednej z restauracji, choć podejrzewam, że ceny do niskich nie należą. Wszystko przez popularność Deii i samej plaży. Jak wiecie, w Deii wiele znanych osób, aktorów i artystów ma swoje posiadłości, np. Micheal Douglas i Catherine Zeta-Jones. A sama Cala Deià zaistniała na ekranach w mini serialu z 2016 roku Nocny Recepcjonista (The Night Manager)

Miło jest posiedzieć na plaży i wpatrywać się w fale rozbijające się o brzeg, ale również przyjemnie jest wybrać się na spacer po klifie, skąd widok na zatokę jest równie imponujący, a może nawet i bardziej. Można sobie zaplanować całodniowy trekking po okolicy, czego ja tym razem nie zrobiłam, ale mam w planie. Tym razem wróciłyśmy po prostu z powrotem do Deii. Jednak wybrałyśmy nieco inny szlak.

Najpierw przeszłyśmy odcinek, który wcześniej ominęłyśmy idąc po prostu szosą, a później zamiast wspiąć się kawałek drogą, by potem wrócić na główny szlak, przekroczyłyśmy tylko jezdnię i niewielki strumyk Torrent Major, by następnie praktycznie cały czas wzdłuż niego wspinać się do centrum Deii. Jest to opcja nieco dłuższą, ale moim zdaniem znacznie ładniejsza. Górska ścieżka prowadzi nie tylko przez las, ale również przez łąki i gaje oliwne. Jest bardzo malownicza. Niestety jest gorzej oznakowana i w kilku miejscach trafiłyśmy na ślepą uliczkę, ale i tak udało się dotrzeć do miasteczka bez mapy. Czasami po prostu coś co wygląda na ścieżkę, wcale nią nie jest, a tam gdzie widzicie tylko chaszcze, tam właśnie jest ta właściwa droga. Ale metodą prób i błędów zawsze uda się trafić do celu. Poza tym z każdą godziną, na trasie pojawiało się coraz więcej piechurów, więc nawet gdybyśmy nie wiedziały, w którą stronę iść, zawsze można było się kogoś zapytać. 

W Dei wylądowałyśmy na malowniczej uliczce Es Clot, która przeprowadziła nas przez urokliwe zakątki miasteczka, aż do samego parkingu, gdzie panowało spore zamieszanie. Wszystkie miejsca były zajęte i samochody czekały w kolejce. Nie ociągałyśmy się więc, tylko szybko się stamtąd ewakuowałyśmy zostawiając miejsce innym. 

Deià jest jednym z najbardziej urokliwych miasteczek na Majorce. Z takim stwierdzeniem spotkacie się we wszystkich przewodnikach, na blogach i w ogóle we wszystkich publikacjach na temat tego miejsca. I jest w tym prawda. Deià jest piękna. Kamienne domki porastające zbocza Tramuntany pobudzają wyobraźnię. Cały problem w tym, że jest tam tak dużo ludzi. Mieszkańców, podejrzewam, jest niewiele, ale odwiedzających o każdej porze roku są tłumy, więc trudno się cieszyć lokalnym pięknem. Jedynym sposobem jest zimowa wizyta w środku tygodnia, najlepiej w godzinach sjesty, wtedy prawdopodobnie będziecie tam sami. Mnie się przynajmniej udało tego doświadczyć podczas mojej pierwszej wycieczki. Jeśli macie ochotę, to pod tym linkiem znajdziecie jej opis i kilka zdjęć z tego najbardziej magicznego miejsca na wyspie. 

Pomimo swojego niezaprzeczalnego uroku, Deià nie jest moim ulubionym miejscem na Majorce; mimo to, mam ochotę jeszcze tam wrócić, szczególnie, by pospacerować, albo raczej wędrować po północnym wybrzeżu Tramuntany. Teraz jest najlepszy czas na górskie wędrówki, więc postaram się go wykorzystać. 

Komentarze

  1. W moim guście - Jak godzina samochodem to pewnie ze trzy rowerem a problem parkingu nie istnieje. Ciekawe czy jest szlak dookoła wyspy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oficjalnego szlaku nie ma, ale myślę, że jakbyś się uparł, to można by to zorganizować.
      Google twierdzi, że rowerem dojechałbyś tam w jakieś 5 godziny, ode mnie to ponad 80 km.

      Usuń
  2. Wiem jak wyglądają hiszpańskie kurorty po sezonie i bardzo je lubię w jesienno-zimowej wersji aczkolwiek teraz trudno mi sobie wyobrazić, że w większości z nich było pusto przez cały rok. Chociaż lubię mieć jakieś miejsce tylko dla siebie to przykro mi się robi na myśl o wszystkich tych, którzy w związku z panującą sytuacją potracili źródło dochodu.
    Szalenie Ci zazdroszczę takich plenerów, co prawda ja mam swoje, inne trochę :) to jednak czasem ciężko mi ogarnąć ciemność zapadającą o 15stej. Gdyby nie lampki rowerowe to nawet w ciągu dnia nie widziałabym gdzie jadę.
    Podczas tego trekkingu widziałaś wszystko to co lubię - małe zatoczki, dziką przyrodę, domy z kamienia i wodę w oszałamiających kolorach. Widzę siebie tam :)
    Miłego dnia, pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście za kurortami nie przepadam, w sezonie zbyt dużo ludzi, a poza sezonem zbyt smutne. Jednak Deia nie jest kurortem, bliżej jej do górskiego spokojnego miasteczka. Oczywiście ten spokój to tylko takie pozory... Na Majorce znam kilka miejsc, które nawet w sezonie są pustawe, więc nie miałabym nic przeciwko, żeby wszystko już wróciło do normy Turystyka dla Majorki jest bardzo ważna i niestety bez niej jest gorzej niż ciężko. Mam kilku znajomych, którzy są na przymusowym wcześniejszym urlopie, inni stracili całkowicie pracę a szans na nową na razie nie widać...

      Też sobie zazdroszczę :D Jestem w Majorce zakochana po uszy. Chociaż pogoda czasami potrafi dać w kość, i ta zbyt gorąca, i ta zbyt zimna, no ale przecież nie ma miejsc idealnych.

      Masz rację, były góry, było morze, las, pola i łąki, no i typowa majorkańska architektura... Czego chcieć więcej?

      Pozdrawiam

      Usuń
  3. I pomyśleć ze my jeszcze na Majorkę nie dotarliśmy... normalnie nie wiem jak to się stało 🙈 ale jak tylko będzie normalnie to pojawimy się tam, i nie ma ze nie... Nasza corka uczy się hiszpańskiego i musi gdzies poćwiczyć gadanie także to jeden z powodów :) a drugi to chec zobaczenia tej wyspy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie wpadnijcie, Majorka jest tego warta. A jak Majorkańczycy dowiedzą się, że rozumiecie po hiszpańsku, to będziecie jeszcze cieplej przyjęci :)

      Usuń
  4. Estupaeda ruta divisando el mar.
    Buen fin de semana. Cuídate.
    Un abrazo.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram