Bunyola ~ miasteczko schodkowych uliczek

Bunyola jest jednym z tych niepozornych górskich miasteczek, które nikną w cieniu najpopularniejszych atrakcji tego regionu. Ale to nie znaczy, że jest nudne. Może się pochwalić urokliwymi uliczkami, przepiękną architekturą i niesamowitym spokojem. A ponieważ jest częściowo położone na wzgórzu, możemy stamtąd podziwiać magnetyzujące górskie krajobrazy. Co więcej, Bunyola jest oddalona zaledwie 30 minut jazdy od stolicy wyspy, więc jest idealnym miejscem na krótki wypad za miasto. Przejeżdża tamtędy również słynny pomarańczowy pociąg tren de Soller, wycieczka którym jest atrakcją samą w sobie. Czego chcieć więcej?

Warto zaznaczyć, że niegdyś było to miasteczko zupełnie odcięte od turystycznego szlaku. Bunyola była niewielką wioską utrzymującą się z rolnictwa, a dokładniej z produkcji oliwy. Jednak bliskość tego miejsca od stolicy sprawiła, że wielu mieszkańców Palmy zaczęło uciekać do Bunyoli w poszukiwaniu ciszy i spokoju i kupowało tam coraz więcej mieszkań z przeznaczeniem na wakacyjny dom. Poza tym rozwój turystyki na Majorce również dołożył swoją cegiełkę do popularności Bunyoli. Miasto leży na trasie jedynego w swoim rodzaju drewnianego pociągu, który niegdyś służył do transportu cytrusów, a dzisiaj jest jedną z największych atrakcji Majorki. Mimo to miasteczko nadal pozostaje zacisznym zakątkiem w otoczeniu gór, gdzie można odetchnąć od turystycznego i miejskiego zgiełku.

Nie planowałyśmy wycieczki do Bunyoli. Przejeżdżałyśmy tamtędy, więc się zatrzymałyśmy. I bardzo dobrze zrobiłyśmy, bo miasteczko okazało się naprawdę godne uwagi. Poza kilkoma rowerzystami w barze, nie było tam żadnych turystów, toteż musiałyśmy wzbudzić nie lada zaciekawienie, kiedy spacerowałyśmy wąskimi uliczkami miasteczka. 

Moim zdaniem najbardziej urokliwą częścią miasteczka jest miasto górne i nieskończone ilości schodów. Pną się stromo w górę. Zakręcają w lewo, potem w prawo. Co i rusz rozgałęziają się. Tzw. pujadors de Bunyola są uznane za dziedzictwo kulturowe miasteczka. Ponadto schodami wspinamy się wyżej i wyżej i ponad dachami wreszcie widzimy góry... A w dole ryneczek z kościółkiem w centralnym miejscu.

Bunyola jest miasteczkiem idealnym, aby odpocząć po całodniowej wędrówce po górach - szlaków w okolicy jest co nie miara. Warto też się tam zatrzymać np. na kawę, jeśli wybraliśmy się na wycieczkę do słynnych ogrodów Jardines d'Alfabia lub nieco mnie popularnej, ale równie pięknej posiadłości Raixa.

Z ciekawostek dodam tylko, że w Bunyoli od kilku lat organizowane są nietypowe wyścigi biegowe, bo w bieliźnie. Są one częścią fiesty na cześć patrona miasta św. Mateusza. Zawody zostały zapoczątkowane przez grupę młodych mieszkańców Bunyoli. Z czasem zyskały na popularności i w tym momencie są to jedne z najbarwniejszych zawodów biegowych na Majorce.

Dzisiaj krótko, bo potrzebuję czasu, żeby znowu wejść w rytm blogowania. Po tak długiej przerwie nie wiedziałam od czego mam zacząć i uznałam, że jeśli wybiorę coś krótkiego i szybkiego, nie zniechęcę się tak szybko, a wręcz przeciwnie, zachęcę sama siebie do dalszego pisania.

Pewnie się domyślacie dlaczego zniknęłam. Praca mnie pochłonęła. Ostatnie tygodnie były bardzo ciężkie i na razie nie zapowiada się, że miałoby być lepiej. I chciałabym, aby ta praca była w tym momencie jedynym usprawiedliwieniem mojej nieobecności, ale życie miało inne plany i przygotowało dla mnie bardzo przykrą niespodziankę... 

Dwa tygodnie temu zmarła moja babcia. To był dla mnie ogromny cios. Miałam z babcią bardzo bliską i piękną relację. Nic tej śmierci nie zwiastowało. Babcia cieszyła się dobrym zdrowiem. Kilka tygodni wcześniej upadła i to ją przykuło do łóżka, ale była już po operacji, powoli stawała na nogi. I nagle... Nie ma jej. Nie mogę do niej zadzwonić. Nie będziemy się już razem śmiać. Nie będzie szukać po szafkach smakołyków, którymi mogłaby mnie poczęstować, choć mówię jej, że nic nie chcę, że herbata wystarczy. Została tylko pustka. I wspomnienia. Jestem wdzięczna, że znałam ją całe moje dotychczasowe życie. Jestem wdzięczna za każdą chwilę, którą razem spędziłyśmy. A mimo to pozostaje niedosyt, bo przecież tych chwil mogło być znacznie więcej...

 

Komentarze

  1. Szczere wyrazy współczucia Julka. Teraz potrzeba czasu, który uleczy rany i je zabliźni. Praca też jest dobrym lekarstwem, zwiedzanie takich cudnych majorkańskich miejsc również. Cieszę się, że odwiedziłam Majorkę, bo teraz przynajmniej choć trochę wiem, o czym piszesz. Miasteczko ma super klimacik. Aż chce mi się tam wrócić!
    Trzymaj się dzielnie, przytulaski wysyłam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ula. Praca pomaga, ale nie samą pracą można żyć...

      Usuń
  2. Julcia ogromnie mi przykro ale wiem co czujesz... Bardzo długo cierpiałam pi śmierci babci, bo byłam z nią również bardzo związana...cierpimy za dziadków a jak będziemy cierpiiec za rodziców ;( nie chce się o tym myśleć...To też tłumaczy czemu Cię długo nie było na blogu i u Ciebie i mnie...ogrom pracy też nam odbiera siły i chęci na blogowanie albo inne nasze przyjemności... Twój krótki wpis jest bardzo fajny, ja takie lubię :) także niczym się nie przejmuj... A miejsce które opisujesz nie znane mi jest ale urocze o dzięki za informację o jego istnieniu :) pozdrawiam Cię serdecznie ❤️ trzymaj się ciepło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wiemy, że ten moment kiedyś nadejdzie, a jak nadchodzi to i tak nie jesteśmy na niego gotowi i cierpimy. Ale takie już życie. Wszyscy przez to przechodzimy. Dziękuję za słowa wsparcia.

      Usuń
  3. Wyrazy współczucia... Zawsze myślałam, że można do tego momentu dorosnąć, ale ja nie wiem czy u mnie z wiekiem nie jest tylko gorzej. Przytulam🤗

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram