To nie tak miało być ~ życie aupair w czasach zarazy

Siedzę sobie na tarasie ze szklaneczką zimnej wody z cytryną. Patrzę na morze i góry. Słoneczko świeci. Jest cieplutko. Pogoda dopisała na te święta, więc wyciągnęłam laptop na taras i sobie teraz piszę. Tylko co, ja mam Wam napisać, skoro to nie tak miało być?


Miał się tutaj pojawić wpis relacjonujący wydarzenia Wielkiego Tygodnia w Hiszpanii. Miała być moja upragniona Andaluzja, na temat której pisałam swoją pracę dyplomową. Czyż to nie wstyd? Stworzyłam obszerną pracę na temat procesji wielkotygodniowych w Andaluzji i ich wpływie na turystykę i odwrotnie, a nigdy na własne oczy ich nie widziałam. W tym roku byłam bliżej niż zawsze. Już prawie miałam bilety w kieszeni. Jednak w ostatnim momencie zrezygnowałam na rzecz spędzenia świąt na Majorce. Choć tutaj Wielki Tydzień nie jest tak hucznie obchodzony jak w południowej części Hiszpanii kontynentalnej, również odbywają się procesje, a Wielki Piątek w Pollençy przyciąga tłumy. Organizuje się tam bowiem inscenizację drogi krzyżowej po słynnych 365 schodach. Niestety i tego nie mogłam zobaczyć. Wszystkie plany się posypały.

W Polsce przygotowujemy koszyczek wielkanocny, którego zawartość święcimy i w niedzielę wielkanocną spożywamy na śniadanie. Malujemy jaja, pieczemy baby. Jednym słowem, w domu, a przede wszystkim w kuchni, się dzieje. To wszystko po to, by potem spędzić rodzinne święta przy stole. W Hiszpanii Wielkanoc spędza się na ulicach. Najważniejsze są procesje, które są esencją Wielkiego Tygodnia. Przez cały post czeka się właśnie na ten niezwykły tydzień. Tutaj Wielki Piątek jest dniem świątecznym, tzn. wolnym. Wszystko jest zamknięte, by każdy miał możliwość przeżycia tego niesamowitego czasu. Natomiast Wielkanoc to jest dzień odpoczynku. Nie ma siedzenia przy stole i objadania się. Jest natomiast wyjście na spacer, albo na plażę. Wyobraźcie sobie, co się właśnie teraz dzieje w Hiszpanii. Wszystko, co było charakterystyczne dla tych świąt i bez czego żaden Hiszpan nie mógł się obejść, bez względu, czy katolik, czy nie, teraz jest mu odebrane, więc generalnie wygląda tak, jakby świąt nie było.


Na pewno słyszeliście o kiepskiej sytuacji w Hiszpanii. Na Majorce statystyki nie są takie zatrważające. Na oko też jest spokojnie, ale to akurat jest bardzo subiektywne spostrzeżenie, bowiem już od miesiąca nigdzie poza piekarnią i supermarketem nie wychodzę, więc nawet nie wiem jak wyglądają inne, większe miejscowości. Na razie musimy pozostać w domach do 26 kwietnia, ale zapowiedziano, że prawdopodobnie przed tą datą, stan alarmowy zostanie przedłużony o kolejne dwa tygodnie, czyli do 10 maja, a więc szykuje się cały miesiąc w zamknięciu. Perspektywa nieciekawa. Dla nas aupair jest to chyba jeszcze bardziej dobijające. Same w obcym miejscu, często nieznające lokalnego języka, z dodatkowymi obowiązkami i bez możliwości wyjścia. Niektóre postanowiły wrócić do swoich domów, choć łatwe to nie było, a wręcz bardzo skomplikowane i wymagające dużej odporności na stres. Inne zostały mając nadzieję, że to wszystko szybko się skończy. Chyba jednak nieco się pomyliły. Na Majorce mówi się o straconym sezonie. Z turystyki żyje tutaj większość mieszkańców, więc wyobraźcie sobie ich sytuację. Niekiedy cała rodzina pracuje w jednym sektorze, więc w tym momencie tracą wszystkie dochody...


Ja na brak pracy nie narzekam. Wręcz przeciwnie, obowiązków przybyło, bowiem dzieci są w domu i jak na razie wychodzić nie mogą. Pamiętam, jak przez pierwsze tygodnie wszyscy tak bardzo się cieszyli, że zaleca się zostać w domu. Praca z domu. Więcej czasu na czytanie, na seriale, na rozwój własny, gotowanie, czas z rodziną. Wielu nawet prześcigało się w wymyślaniu aktywności, byle tylko się nie zanudzić na śmierć w czterech ścianach. I miałam wrażenie, że cały świat tylko zyskuje na przymusowej kwarantannie. Ale w tym całym szale tej nowej mody zostań w domu, zapominano, że wiele osób musi pracować więcej i dłużej. Wszyscy zajmujący się chorymi, osoby pilnujące porządku, sprzedawcy i dostawcy narażeni na dodatkowy stres, wszyscy zaangażowani w to, by świat mógł w miarę normalnie funkcjonować. No i aupair, które nie na takie warunki się pisały...



Do tej pory głównymi obowiązkami aupair była pomoc w porannym przygotowaniu dzieci do szkoły a po południu przy odrabianiu lekcji, a potem ewentualnie towarzyszenie im w aktywnościach pozaszkolnych lub zajęciu im czasu wolnego. Poranki w większości były dla nas wolne. Teraz poranki to walka o przetrwanie dla wszystkich domowników. Rodzice najczęściej pracują z domu, dzieci każdego dnia dostają materiał ze szkoły do przerobienia. Sytuacja się komplikuje, gdy tylko jedno dziecko jest w wieku szkolnym, a drugie chciałoby się bawić. Łatwo nie jest, ale przynajmniej mam dużo praktyki w nauce języka katalońskiego, bowiem tutaj na Majorce w szkołach naucza się w języku katalońskim, a więc wszystkie wytyczne od nauczycieli są po katalońsku. Ze zwykłej aupair stałam się nauczycielem hiszpańskiego, katalońskiego, angielskiego, matematyki, a nawet muzyki, która nigdy nie była moją mocną stroną. 

Gdy już skończymy tę szkolną męczarnię, bo tak to niestety przeważnie wygląda, rodzice nadal pracują, a dzieci zaczynają swoje harce. Współczuję wszystkim tym, którzy mieszkają w niewielkich mieszkaniach bez podwórka. Dzieci już od miesiąca są zamknięte w domach, bo one nawet na zakupy nie mogą wyjść. To musi być trudne i dla nich, i dla ich rodziców. My na szczęście mamy niewielkie patio, po którym dzieci biegają i tracą energię, która w mig się odnawia. Nie zmienia to jednak faktu, że szybko się wszystkim nudzą i zaciekawienie ich czymś na dłużej graniczy z cudem. Staramy się, żeby wszystko wyglądało mniej więcej normalnie. Czyli w miarę wczesna pobudka, śniadanko, szkoła, zabawy na patio, obiad, znowu zabawy, a wieczorem balkonowy spektakl - czyli oklaskiwanie wszystkich tych, którzy swoją pracą pomagają przywrócić świat do normalności. Jest to jedyny moment, kiedy można też zobaczyć inne twarze i porozmawiać z sąsiadami, choć akurat w naszym przypadku tych sąsiadów nie jest wiele. Kiedy pisałam Wam o Colonii de Sant Pere, wspominałam, że jest to trochę taka letniskowa miejscowość, więc zapełnia się ludźmi dopiero w sezonie. W tym roku pewnie będzie uśpiona przez całe lato. Z naszym domem sąsiadują domy, które w tym momencie są puste, a więc zero sąsiadów. Nie wiem, czy się śmiać czy płakać :D Prawda jest taka, że teraz nic nie jest normalne.


Nie wiem jak ani kiedy to się skończy. Na razie chciałabym po prostu móc wyjść na jakiś długi spacer. O podróżach można myśleć jedynie w kategorii wspomnień lub planów na daleką przyszłość. Postanowiłam sobie, że moją pierwszą podróż postpandemiczną odbędę do Włoch. Pytanie tylko, czy będzie mnie na to stać? Era tanich lotów skończyła się wraz z początkiem pandemii. Turystyka cofnęła się w czasie. Ma to pewnie swoje plusy ale i mnóstwo minusów. Ukończyłam studia, które teoretycznie pozwalają mi rozwijać się zawodowo w turystyce, ale teraz moja przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Bo można się przyzwyczaić do tego, że nie będzie można teraz za grosze lecieć na drugi koniec świata, ale gdy ktoś żył z turystyki, nie tak łatwo będzie mu się przystosować do nowej rzeczywistości. Mówi się, że dopóki nie będzie szczepionki, dopóty nie powrócimy do normalności. A ja uważam, że normalność, którą znaliśmy, wróci dużo później. Pewnych rzeczy nie da się zrekonstruować w jeden dzień.


Ale paplanina mi dzisiaj z tego posta wyszła. Nigdy nie planowałam zawieszania działalności bloga. Lubię pisać. Czasem mam przestoje, ale żaden nie był jakoś specjalnie długi. Nadal mam o czym pisać, bo jeszcze nie pokazałam Wam wszystkich zaległych wycieczek. Ale czy ktokolwiek będzie chciał to czytać? Czy ktoś jeszcze jest zainteresowany Hiszpanią, która potwornie ucierpiała w tych ostatnich tygodniach? Prawda, przez swoją własną głupotę, ale przecież każdemu zdarza się popełniać błędy. Bo i czy wy nie sądziliście, że ten cały wirus to tylko kolejna zwykła grypa?

Nie tylko z okazji świąt, które właśnie przeżywamy, ale w ogóle chciałabym Wam życzyć zdrowia i mnóstwa optymizmu, żebyśmy nie zwariowali zamknięci w czterech ścianach. Niech to się już skończy!

Komentarze

  1. Paplanina to nie jest.
    To życie.
    Nasze życie w czasie zarazy.
    Ja już miesiąc siedzę
    i podobnie, jak w Hiszpanii -
    niby do 26 kwietnia,
    ale końca nie widać. :(
    Tyle dobrego, że mam psa...


    Mimo wszystko dobrych dni Ci życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę jednak paplanina, bo nie zamierzałam poruszać tego tematu. Sama jak ognia unikam czytania tych ponurych wiadomości, ale chyba tak właśnie wygląda teraz nasze życie... Fajnie, że masz pieska, ale nie zamęczaj go zbytnio, zbyt częstymi spacerami ;) Teraz psy mają lepiej niż dzieci, bo te nie mogą teraz wystawić nosa poza własne podwórko.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. Powiem Ci, że ja też mam już serdecznie tego dość. Nie planuję, nie wybiegam w przyszłość. Nic. Nie myślę jak się zmieni świat i jak to będzie jak odzyskamy pion. Nie czytam wiadomości w internecie bo nie wiem w co wierzyć a w co nie, a od natłoku "wiedzy" pęka mi głowa. Czekam tylko aż skończy się to wszystko i wróci rzeczywistość jaką znam. Ale jestem optymistką i szczerze wierzę w to, że będzie lepiej niż przypuszczamy. Tobie też to zalecam :). Codziennie o 21 oglądam hiszpańskie wiadomości i mam kontakt z hiszpańskimi znajomymi, zatem wiem jak wygląda sytuacja, i nad nią ubolewam. Miałam lecieć do Alicante 11 maja ale wyszło jak wyszło.
    Głowa do góry, musisz myśleć pozytywnie. Wiem, że to jest dziwny i niełatwy czas ale normalność powróci i jeszcze będziemy podróżować i dzielić się wrażeniami na blogach.
    A hiszpańskiej Wielkanocy bez procesji, które zresztą uwielbiam, nie jestem sobie w stanie wyobrazić.
    Ánimo! I Wesołych Świąt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku perspektywa wytrwania w zamknięciu do świąt wydawała mi się koszmarem, ale wtedy jeszcze jakoś się dało, a teraz to nadzieja jest coraz niklejsza, ale nadal pozostaję optymistką i wierzę, że z tego wyjdziemy i znów będziemy mogli podróżować, pytanie tylko kiedy? Może nie każdy będzie mógł sobie pozwolić na dalekie wojaże, ale przecież te bliskie wycieczki też dają radość.
      Nie wiem, czy widziałaś, ale po sieci krążyły filmiki jednoosobowych procesji, nazarenos w towarzystwie piesków ;) Hiszpania się nie poddaje ;)
      Wesołych i zdrowych świąt!

      Usuń
  3. Ja tam mogę czytać i czytać, mi się twoje pisanie nie nudzi!

    A że idzie dostać pier...lca z małymi dziećmi zamkniętymi w małym mieszkaniu? Fakt - byłem u znajomej w interesach. Ta trzech małych synów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisać nie przestaję, bo lubię, nawet jeśli nikt tego nie czyta, ale skoro teraz już wiem, że czytelników będę mieć mimo wszystko, mam jeszcze więcej ochoty na pisanie :)

      I tutaj kolejne pytanie: co się stanie z tymi dziećmi i rodzicami jak już wrócimy do normalności? Kolejny chaos. Jeszcze sporo przed nami.

      Usuń
    2. I bardzo dobrze, że nie przestaniesz pisać ponieważ świetnie się Ciebie czyta.
      Julo, jakiś czas temu utraciłam wszystkie adresy ulubionych blogów i dlatego nie bywałam u Ciebie.
      Serdecznie pozdrawiam:)

      Usuń
  4. Też wierzę, że wszystko ma jakiś cel. Już wiele razy życie zweryfikowało moje idealne plany i okazało się, że los przygotował dla mnie dużo lepszy scenariusz :) Pewnie także i tym razem wszystko się ułożyć, ale wolałabym, żeby nastąpiło to wcześniej niż później :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. I pewnie nieprędko będziesz mogła tu przylecieć, ale gdy już się nadarzy okazja, koniecznie wpadaj na Majorkę. Jest pięknie :)

      Usuń
  6. Hola jula.
    Espero que estes bien tu y toda tu gente. Nosotros bien todos por ahora.
    Muy tristes por la situación que tenemos y que en parte se podía haber evitado la cantidad de muertes y contagiados que llevamos, si este gobierno hubiera actuado antes, pues sabía desde final de enero que se lo advirtieron y no quiso hacer nada.
    Había que celebrar el 8 de marzo a toda costa y miles de personas salieron a la calle. Varias de las ministras que tenemos ya estaban infectados y estaban en primera fila en la maifestación. El día 9 de marzo sin ningún tipo de vergüenza dan la alerta cuando ya se había propagado bien el virus.
    Así seguimos con más de 500 fallecidos diarios.
    Gracias por traernos el mar a casa ahora. Este año no sabemos cuando podremos ir a verlo. Mientras esto dure y será para largo, es mejor no hacer planes así no tendremos que suspender.
    Este mes suspendimos ya dos viajes que teníamos planeados hacía tiempo.
    Todo ahora queda en suspenso sin saber hasta cuando y toca tener mucha paciencia.
    Llevamos desde el 14 de marzo en casa y ayer lo han alargado hasta el 9 de mayo.
    Ya no sabemos hasta cuando será porque de este presidente que tenemos con lo mentiroso que es no lo cree nadie.
    Siento haberme alargado amiga y te vuelvo a dar las gracias por esta entrada que aunque sea en tus fotos me has quitado un poco la morriña del mar.
    Te deseo un buen domingo.
    Cuídate.
    Desde casa te mando este abrazo 🙅


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pasó lo que pasó, ahora toca preocuparnos por el presente y el futuro. Pero bueno, planear no podemos mucho de momento. Esperemos que todo eso termine pronto.
      No te preocupes por ese comentario largo, ahora todos necesitamos hablar de lo que pensamos y sentimos. Esta situación es dura para todos. Y me alegro de que te hayan gustado las fotos y de que te sientas un poquito mejor :) Si no podemos viajar por el mundo nos queda viajar por nuestros bonitos recuerdos.
      Buen domingo, un abrazo :)

      Usuń
  7. Gdy podziwiam takie cudowne krajobrazy to wpadam w ogromny dołek.
    Droga Julo, zawsze podziwiam Twoje posty i przepiękne zdjęcia.
    To wielka przyjemność bywać na twoim blogu.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram