Podsumowanie roku 2023

Jak co roku zabieram się do podsumowań ostatnich dwunastu miesięcy na tym blogu. Na pewno już wiecie, że nie jestem wielką entuzjastką podsumowań i postanowień noworocznych, bo uważam, że koniec roku jest tylko na papierze i nie jest to żaden przełomowy skok w nowe, ale już się tutaj na blogu utarło, że pierwszy post w styczniu, to właśnie taka podróż po wspomnieniach. Tym razem nie będzie inaczej, aczkolwiek podchodzę do tego trochę mniej entuzjastycznie. Mam jednak nadzieję, że gdy postawię ostatnią kropkę w tym tekście, uśmiech wróci mi na twarz, bo okaże się, że ten rok wcale nie był taki kiepski, jak mi się teraz wydaje. A więc, przekonajmy się.

Mój plan na bloga był dość ambitny. Chciałam jakoś ruszyć do przodu, coś zmienić, żeby więcej się działo, żeby było ciekawiej. Niestety ostatnie miesiące sprawiły, że musiałam wyhamować i nie do końca udało się osiągnąć to, co sobie zakładałam, ale i tak źle nie było, gdyż w przeciągu ostatniego roku opublikowałam na blogu aż 34 posty (czyli prawie o 10 więcej niż poprzednio). Szkoda tylko, że ilość nie idzie w parze z Waszą aktywnością, bo aż tak często nie komentowaliście. Pod ubiegłorocznymi postami pojawiło się 267 komentarzy. Ale nie ubolewam, bo moi najwierniejsi czytelnicy mnie nie opuścili, nawet pomimo moich wielokrotnych przerw blogowych. Dziękuję, że jesteście. Nie będę Was wymieniać z imienia, bo Wy i tak wiecie o kogo chodzi. Obiecuję, że w tym roku się poprawię i będę także częściej zaglądać do Was. 

Najchętniej czytanym tekstem był ten o przewrotnym tytule: Dlaczego wakacje na Majorce to nie jest dobry pomysł? Czyli jednak chwytliwy tytuł jest ważny. A na drugim miejscu uplasowała się relacja z Lizbony. A potem zainteresowanie moimi podróżami stopniowo spadało. Myślę, że winę tutaj ponosi moje zmniejszające się zaangażowanie. Najpierw wypalenie zawodowe, a potem posypało się i wszystko inne. Jeśli więc chcecie mnie trochę wesprzeć mentalnie, to zachęcam do przeczytania moich ostatnich wpisów, grudniowych i listopadowych, szczególnie relacji z Madrytu: życie jak w Madrycie

Co się działo w 2023 roku?

Styczeń

W nowy rok weszłam dość energicznie. Miałam mnóstwo pomysłów i weny do pisania. Przede mną malował się powrót na Majorkę, a to zawsze podnosi mnie na duchu. No a jak lecę na Majorkę poza sezonem, to bez przesiadek się nie obędzie. Tym razem przez Madryt. Tak się hiszpańską stolicą zauroczyłam, że to właśnie ona stała się moją pierwszą podróżniczą destynacją w 2023 roku. Wiele się tam wydarzyło. Odwiedziłam nowe miejsca, również poza Madrytem i z żalem przyznaję, że jeszcze nie zdążyłam Wam tej wyprawy zrelacjonować tutaj na blogu. Były natomiast ostatnie wpisy z podróży po Łotwie

Na Majorce też sporo się działo, bo jak tylko przyleciałam, obchodziłam swoje urodziny, już tradycyjnie od kilku lat, na plaży. A zaraz potem uczestniczyłam w największej majorkańskiej fieście - Sant Antoni - wrażenia niezapomniane. Mam nadzieję, że i w tym roku uda się być częścią tego niesamowitego wydarzenia. 

 

Luty

Drugi miesiąc roku był dla mnie czasem relaksu i odpoczynku. Ale wcale nie leżałam na kanapie oglądając filmy i seriale. Dużo spacerowałam po mojej majorkańskiej wsi. Były też szalone rejsy wzdłuż wybrzeża. Wycieczki nieco dalsze. A do tego oczywiście pracowałam i coś tam podczytywałam. Był to chyba jeden z najlepszych miesięcy w całym roku. A pod koniec lutego na Majorce zaczął padać śnieg...

Blogowo również nie próżnowałam. Udało mi się utrzymać tempo. A z jednego z wpisów jestem naprawdę dumna - Z miłości do podróży - jeśli jeszcze nie czytaliście, koniecznie musicie nadrobić zaległości.

Marzec

Kolejny piękny czas wolny od zmartwień. Nadal siedziałam na Majorce. Sporo fotografowałam. Czerpałam ogrom radości ze spacerów pośród pól i zachodów słońca. Jestem niezmiernie wdzięczna za ten czas. 

Moje dobre samopoczucie psychiczne bardzo pozytywnie wpływa na bloga. Mam wówczas więcej chęci i weny do pisania - tym samym na blogu pojawiły się następne wpisy z relacjami z podróży po Portugalii oraz jeden o takim jednym gościu, który zakochał się w Majorce na zabój (krótka historia Majorkańczyka z wyboru).

Pod koniec miesiąca leciałam do Polski i to był chyba jeden z najbardziej szalonych powrotów. Oczywiście o locie bezpośrednim nie było mowy. Jednak tym razem nie wykorzystałam przesiadki na zwiedzanie. Tak się złożyło, że pomiędzy lotami miałam jedną godzinę na przesiadkę, więc trochę na wariackich papierach, tym bardziej, że w Barcelonie musiałam zmienić terminal, ale się udało. A wylot z Palmy był jednym z najpiękniejszych, bo o wschodzie słońca - niebo płonęło.

Kwiecień

Jak to zwykle bywa w przypadku moich powrotów do Polski, sporo czasu spędziłam po prostu z rodziną i na nic nierobieniu, więc niewiele mogę tutaj powspominać. Przeczytałam za to rekordową ilość książek, bo aż 8. Coś tam również napisałam o Portugalii, m.in. mogliście przeczytać o jednych z najbardziej urokliwych miasteczek portugalskich i o wodospadzie do wnętrza ziemi.

A ostatniego dnia miesiąca byłam już z powrotem na Majorce. Zanim jednak tam dotarłam, musiałam przedrzeć się przez pół Polski i powiem Wam, że warszawskie dworce są okropne.

Maj

Zaczął się sezon. Powrót do pracy był całkiem miły i muszę przyznać, że nawet się stęskniłam. Oczywiście po kilku następnych tygodniach miałam już serdecznie dość, ale taka to już praca. Jednak pomimo wszystkich trudności, jest bardzo satysfakcjonująca, więc chyba nikogo nie zaskoczę, jeśli już teraz powiem, że kolejny sezon również spędzę na Majorce jako rezydentka. 

Dość dużym stresem był dla mnie powrót do mieszkania w hotelu. Wielu wydaje się, że takie mieszkanie za darmo w hotelu all inclusive to najlepsze co się może w życiu przytrafić. Tydzień, dwa, czemu nie? Niestety na dłużej jest to bardzo męczące. Co prawda jeszcze przed rozpoczęciem sezonu starałam się o mieszkanie w innym miejscu, ale ekonomicznie bardzo mi się to nie kalkulowało i zdecydowałam się na powtórkę w hotelu. Okupiłam to nieprzespanymi nocami i dużym stresem. 

Na szczęście nie był to aż tak bardzo trudny miesiąc, bo nawet udało mi się polecieć po raz trzeci do Madrytu. Była to chyba jedna z najbardziej szalonych podróży, bo zaraz po powrocie leciałam do pracy. Ale właśnie dla takich momentów się żyje.  

Na blogu również nudno nie było. Opublikowałam trzy wpisy, w tym dwa z Portugalii i jeden z Majorki. Udało mi się też sporo przeczytać, ale myślę, że to zasługa audiobooków; w pracy sporo czasu spędzam w aucie, więc wykorzystuję ten czas na słuchanie książek. Żałuję, że dopiero teraz na to wpadłam.

Czerwiec

Sezon rozpoczął się na dobre. Doszło nam sporo pracy, więc i czasu na bloga i przede wszystkim odpoczynek było mniej. Ale poprzedni sezon nauczył mnie, że jak tego czasu nie ma, to trzeba go sobie i tak znaleźć, bo nie da się pracować bez ustanku dzień i noc. Wykorzystywałam tę wiedzę i spotykałam się regularnie ze znajomymi, brałam udział w wydarzeniach kulturalnych, a czasami po prostu leżałam plackiem z książką w ręku lub pisałam o portugalskich przygodach, a dokładniej o dwóch najbardziej kolorowych miasteczkach Portugalii: Costa Nova i Aveiro.

Lipiec

Przeprowadzka była chyba najważniejszym wydarzeniem w tym miesiącu. Koniec końców zdecydowałam, że ważniejsze jest dla mnie moje zdrowie psychiczne niż parę groszy więcej w kieszeni. Wszyscy wokół się pytali, czy wynajęcie pokoju tak daleko od hoteli, w których bywam, jest dla mnie opłacalne. Pod względem ekonomicznym, nie. Pod każdym innym względem, tak. 

Wróciłam do sa Pobli, gdzie pomieszkiwałam do tej pory poza sezonem. Od teraz byłam znacznie bliżej wszystkich moich znajomych i dalej od turystycznych kurortów. Nareszcie miałam kuchnię, w której mogłam sama sobie przygotowywać posiłki o każdej porze dnia i nocy. Miałam pralkę na miejscu! Niby takie zwyczajne rzeczy, a jednak dla mnie zrobiły wielką różnicę. Nie ma mowy, żebym jeszcze kiedykolwiek wróciła mieszkać do hotelu. Nareszcie po pracy mogłam powiedzieć, że jadę do domu.

Co prawda w lipcu udało mi się opublikować tylko jeden wpis (Dlaczego wakacje na Majorce to nie jest dobry pomysł?), no ale musicie mi wybaczyć. Sporo się działo. I naprawdę po godzinach spędzonych przed komputerem z powodu pracy, nie miałam już ochoty na pisanie, dużo przyjemniejsze było dla mnie spędzenie tych nielicznych wolnych chwil z dala od monitora.

Sierpień

Choć sezon jest w pełni, dużo łatwiej było mi przejść przez ten najgorętszy miesiąc w turystyce, niż ubiegłego roku. Nawet pomimo wielu kryzysowych sytuacji. Najtrudniejszymi chyba były: zepsuty autobus na problematycznej drodze do jednej z największych atrakcji Majorki oraz dzień opóźnień i odwołanych lotów z powodu ulewnego deszczu i silnego wiatru. Na szczęście nie zabrakło pozytywnych chwil. Zachody słońca podziwiane z jachtu. Pyszne śniadania w barze. Spacery po plaży i po wsi. Spotkania z dawno niewidzianymi znajomymi. Żyć nie umierać. Naprawdę lubię to swoje życie.

Nawet znalazłam czas i chęci na blogowanie. Powstały kolejne wpisy z Portugalii, tym razem o Lizbonie.

Wrzesień

Miesiąc pełen pięknych momentów. Na Majorkę przyleciała Mo. z bloga Trzymając się chmur i miałyśmy okazję po raz pierwszy spotkać się w realu. Mam nadzieję, że nie ostatni. Cieszę się niezmiernie, że Majorka Ci się spodobała, a to już pierwszy krok do powrotu na tę wyspę. Na Majorkę już po raz enty wróciła moja towarzyszka wielu podróży. Nie obyło się więc bez wycieczek po okolicy, choć musiałyśmy zredukować ich ilość, gdyż obie przez cały ten czas pracowałyśmy i niełatwo było się tak zgrać, abyśmy obie miały ten sam dzień cały wolny. Z takich większych wycieczek udało nam się przejść m.in. jeden z etapów szlaku GR22. Oczywiście w planie było więcej trekkingu, ale upalna pogoda nieco pokrzyżowała nam plany. Żadna z nas nie spodziewała się, że końcówka września będzie taka gorąca. 

We wrześniu spełniłam również jedno ze swoich marzeń i zapisałam się na lekcje jazdy konnej. Niesamowite ile radości i energii czerpałam z tych kilku godzin tygodniowo. Czasami wracałam wykończona z pracy, nic mi się nie chciało, ale byłam już umówiona na lekcję, więc jechałam na stadninę, a tam po godzinie w siodle odżywałam na nowo i mogłam góry przenosić. W 2024 na pewno będę kontynuować tę przygodę.

Ponieważ więcej czasu spędzałam poza domem niż w czterech kątach, na bloga nie miałam aż tak dużo czasu i pojawiły się tylko 2 posty - relacje z kolejnych dni podróży po Portugalii; jeśli jeszcze nie czytaliście, to zapraszam na przykład do Sintry.

Październik

Dość intensywna końcówka sezonu. Wiele spraw trzeba było pozamykać. Ale w tym całym chaosie znalazł się również czas na konie i odpoczynek, głównie na plaży, gdyż pogoda na początku października była iście wakacyjna. Potem wróciłam do Polski i zamiast spacerów brzegiem morza przerzuciłam się na spacery po lesie, który przepięknie się zazłocił. Niestety na dłuższą metę polska pogoda mnie rozczarowała. Toteż z wielką przyjemnością wracałam do wspomnień z podróży i tym samym na blogu mogliście przeczytać o naszych ostatnich dniach w Portugalii oraz o jednym z najpiękniejszych mało znanych miejsc na Majorce.

Listopad 

Był to chyba najtrudniejszy dla mnie miesiąc. W planie miałam przynajmniej trzytygodniową podróż po północnych Włoszech, a niestety jeszcze w dniu wylotu nie byłam pewna czy w ogóle gdziekolwiek polecę. Na kilka dni przed wyjazdem zaczął mnie boleć ząb. Dostać się do dentysty oczywiście graniczy z cudem. Z resztą i tak nie można by leczyć zęba z zapaleniem i opuchlizną. Zaczęłam brać antybiotyk i na szczęście ból zelżał, a ja zdecydowałam, że jednak jadę, ale po prostu na krócej. Spędziłam dwa dni w Pradze, stamtąd potem poleciałyśmy z koleżanką do Bergamo, a kilka dni później w Mediolanie spotkałyśmy się z jeszcze jedną koleżanką. W założeniu to nie miała być wielka wyprawa, ale właśnie takie koleżeńskie spotkanie, no ale wiecie, chciałam wykorzystać okazję i trochę sobie te Włochy pozwiedzać. Skończyło się na zaledwie kilku miasteczkach i po tygodniu wracałam do Polski. Cóż, tak pewnie miało być. Ale nie ukrywam, że całe to zajście mnie zdeprymowało. Na szczęście z pomocą przyszło mi blogowanie. Pisanie i wspominanie pięknych chwil z podróży zawsze poprawia mi humor. A tym razem nawet podwójnie, bo w moich relacjach doszłam do pierwszych dni spędzonych w Hiszpanii i do Madrytu, który, jak już pewnie wiecie, stał się moim nowym zauroczenie.

Grudzień

Moje morale spadają do minimum. Słońce praktycznie się nie pokazuje, więc moje samopoczucie się pogarsza. Niby święta coraz bliżej i pojawia się taka miła atmosfera, a jednak wciąż czegoś mi brakowało do pełni szczęścia. W grudniu nie było żadnych podróży, nawet żadnych małych wycieczek, chyba że do sklepu. Trudny był to miesiąc. I niestety przez jego pryzmat oceniłam cały rok jako ten mniej udany, a przecież całkiem sporo pięknych chwil przeżyłam 2023. 

Nie miałam nawet chęci na pisanie. Na blogu pojawiły się tylko dwa wpisy, a przecież przy takiej ilości wolnego czasu spokojnie mogłabym już dokończyć relacjonowanie podróży roku 2022. Między innymi na poprawę humoru stworzyłam słoneczny wpis o pogodzie na Majorce.

Rok 2023 nie należał do najłatwiejszych. Niemniej cieszę się, że nadal potrafię dostrzegać te pozytywne momenty i cieszyć się nimi do tego stopnia, że trudy dnia codziennego odchodzą w niepamięć. W kolejny rok nie wchodzę z wielkim entuzjazmem, ale z nadzieją, że będzie po prostu dobrze. 

Przy okazji chciałabym Wam złożyć noworoczne życzenia: wielu niezapomnianych podróży, dobrego zdrowia i energii do spełniania marzeń oraz radości z drobnych przyjemności. Nie zapominajcie o odpoczynku. Czasami dzień spędzony na kanapie jest dokładnie tym, czego potrzebuje nasze ciało i umysł i nie ma się co stresować, że inni w tym czasie przelecieli na drugi koniec świata, przebiegli maraton, albo przeszli kolejny górski szlak. Na wszystko przyjdzie pora i nie każdy jest w stanie zdobywać świat w takim samym tempie. Żyjcie tak jak Wam się podoba. Najważniejsze, żebyście byli zadowoleni i szczęśliwi. Ściskam. 

Komentarze

  1. Julką, to był przecież bardzo udany rok. Wielu z nas z chęcią pożyłoby przez chwilę Twoim życiem na Majorce. Wiem, że pod wieloma względami nie do końca jest tak wściekle różowo ale jednak mimo wszystko żyjesz na pięknej, hiszpańskiej wyspie a to się ceni 🙂.
    Może od teraz zamiast narzekać na upały zacznie Ci być żal nas, zwykłych śmiertelników, dla których już nawet od października zaczyna być pogodowo średnio przyjemnie 🙂.
    Szkoda, że Twoja włoska przygoda nie do końca przebiegła tak jak to planowałaś ale zawsze możesz ją dokończyć, Włochy to przecież nie koniec świata.
    Julka, życzę Ci wszystkiego dobrego w tym roku, mam nadzieję, że znów uda nam się spotkać. Gdziekolwiek. Trochę się martwiłam ciszą na blogu ale z drugiej strony byłam pewna, że pochłania Cię polska codzienność.
    Pozdrawiam Cię cieplutko i jeszcze raz życzę samych dobrych dni. Spełniaj marzenia i bądź szczęśliwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, pod wieloma względami był to udany rok, ale wiesz jak to jest: dużo łatwiej zapamiętuje nam się te smutne rzeczy, a dobre bardzo często bagatelizujemy. Mnie bardzo pomogło napisanie tego podsumowania, bo zorientowałam się, że wcale nie było tak źle, jak mi się początkowo wydawało. Zdaję sobie sprawę, że to moje życie na Majorce dla wielu jest czymś niezwykłym, ale ja się już trochę chyba za bardzo do tego przyzwyczaiłam i nie robi to na mnie wrażenia. Dziękuję, że mi przypomniałaś, jaką jestem szczęściarą :) Nie zamieniłabym tej Majorki na nic innego. I cieszę się okropnie, że już niedługo znowu tam będę.
      Dziękuję za Twój komentarz. Ty to zawsze potrafisz podnieść człowieka na duchu. Ja naprawdę nie wiem, skąd czerpiesz te pokłady optymizmu i entuzjazmu do wszystkiego. Ściskam :)

      Usuń
  2. Piękne zdjęcia Julka!!! Najpiękniejsze to z Palmą o wschodzie słońca. Super też wyglądasz jako amazonka na koniu. Widzę ile radości to ci sprawia. Nie martw się więc tym, że nie miałaś tyle czasu na blogowanie ile planowałaś. Po prostu realizowałaś inne swoje pasje. I inne marzenia. Po prostu brałaś od życia tyle ile chciałaś, bo to przecież twoje życie. Zdobywaj więc świat w swoim tempie i dbaj o siebie. Życzę zdrówka!

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że nam nie udało się spotkać podczas mojego pobytu na Majorce, miałam jednak bardzo napięty grafik i dlatego nie oddzywałam się do Ciebie z propozycją spotkania. Miałaś bardzo ciekawy rok, niejeden by chciał przeyżyć to co Ty przeżyłaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie akurat wtedy nie było na Majorce, po sezonie wyjechałam na chwilę do Polski. Ale jak to mówią, co się odwlecze, to nie uciecze ;)

      Usuń
  4. Julcia to niesamowite, jak wiele przeżyłaś i przeszłaś przez ostatni rok. Pomimo trudności, cieszę się, że nadal potrafisz dostrzegać pozytywne chwile i czerpać z nich radość. Twoja determinacja i pozytywne podejście do życia są inspirujące. Życzę Ci wspaniałych podróży, zdrowia i spełnienia marzeń w nadchodzącym roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Mam nadzieję, że ten rok będzie trochę bardziej owocny w podróże, pod mimo wszystko 2023 trochę mnie pod tym kontem zawiódł. Ale z drugiej strony, przecież nie zawsze może być pięknie i kolorowo. Bo gdyby tak było, to przestalibyśmy doceniać te wszystkie dobre chwile.
      Pozdrawiam cieplutko

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram